Inwazja "porywaczy ciał" to ciekawy pomysł (choć nie nowy), ale zamiast opowiedzenia o nim, dostajemy po raz tysięczny te samą łzawą i nudną historyjkę.
Książki s-f na ogół opowiadają o nowych światach, sytuacjach, zdarzeniach, wynikających z tego co nowe lub nieznane. Filmy natomiast opowiadają w kółko tę samą historyjkę o miłości i walce, a to co stanowi o istocie s-f jest tylko mglistym tłem.
Jakim sposobem obcy, nie zmieniając nic zmienili wszystko? Jak udało się powstrzymać degradację planety i funkcjonowanie gospodarki światowej nie zmieniając zasad funkcjonowania ludzkości? Jak "ludzkość" działa bez wojen i przemocy? Jakie formy motywacji im zaszczepiono?
Patrząc na Łowczynię, wydaje się że bliżej jej jednak do ludzi niż dobrotliwych obcych. A może obcy nie byli jednak tacy święci skoro możliwość koegzystencji wyszła od ludzi?
Ja wiem, że ten film jest o czym innym. Ale właśnie to jest mój zarzut. Bo o tym o czym jest ten film jest tysiące innych filmów. A o tym o czym mógłby być nie ma ani jednego. Ale łatwiej napisać romansidło niż przedstawić interesującą i logiczną koncepcję, która wcale nie musi w bolesny sposób zmuszać do myślenia, zwłaszcza jeśli się chce li tylko zarobić kasę.
Przy okazji, drugi zarzut. Film jest skrajnie pozbawiony sensu. I nie chodzi mi o klasyczne naginanie fizyki, ale kompletnie irracjonalne zachowanie ludzi, którego koronnymi przykładami jest np. wyżywanie się i chęć zabicia Wagabundy podczas gdy Doktor próbuje wyłuskiwać obcych oraz idiotycznie amatorska konspiracja (np. ciężarówki wyjeżdżają gdzieś ze skał, zostawiając wyraźne ślady na pustyni).
W zasadzie bezsens wychodzi z każdego niemal dialogu. Nie polecam tego filmu nikomu.